Byłby z tego całkiem poprawny film gdyby nie ta patologiczna końcówka, sprowadzająca całe przesłanie do tego, aby być szczęśliwym trzeba być w związku. Doskonały przykład na to jak kinematografia potrafi odwrócić wartości do góry nogami.
Bo to przecież właśnie chorobliwe wręcz lgnięcie ludzi do tego, żeby być w związku jest głównym powodem ich nieszczęść. Ludzie zamiast pracować nad tym, żeby dobrze czuć się z samymi sobą upatrują szczęścia na zewnątrz. To osoby zewnętrzne mają ich uszczęśliwić. A to jest na dłuższą metę niemożliwe.
Nawiasem mówiąc ciekawe dlaczego jest w popkulturze taki nacisk na reklamowanie związku lub seksu jako najwyższej wartości?